Pierwszy prąd z polskich, morskich farm wiatrowych powinien popłynąć już w przyszłym roku. Na morzu, w bardzo nieprzyjaznym środowisku, powstanie skomplikowana infrastruktura, która produkować będzie jeden gigawat energii. Iwona Wysocka rozmawia z Jakubem Budzyńskim, prezesem Polskiej Izby Morskiej Energetyki Wiatrowej, o pracach i trudnościach, z jakimi zmaga się budowa farm wiatrowych na morzu.
– Morska energetyka wiatrowa jest nam niezbędnie potrzebna, żebyśmy za 5 lat nie mieli do czynienia z sytuacją istotnego braku w mocach wytwórczych w energetyce w Polsce – mówi Jakub Budzyński, prezes Polskiej Izby Morskiej Energetyki Wiatrowej.
– Od stycznia tego roku trwają te decydujące prace budowlane na pierwszej polskiej morskiej farmie wiatrowej o nazwie Baltic Power, która jest wspólnym przedsięwzięciem Orlenu i kanadyjskiego koncernu Northland Power. Ta farma planowo ma być zrealizowana w perspektywie pierwszego kwartału 2026 roku i w tym okresie będzie w pełni przyłączona do sieci. Jej moc to 1 GW. Dla porównania, jest to mniej więcej 1/5 mocy, jaką generuje elektrownia w Bełchatowie. Taka farma mogłaby zasilić miejscowość, miasto, wieś, jest w stanie zasilić w ciągu roku w sposób ciągły, stały, nieprzerwany, około miliona gospodarstw domowych – dodaje.
W założeniach krajowej polityki energetycznej farmy wiatrowe na Bałtyku do 2030 powinny produkować około 6-u gigawatów energii, natomiast do 2040 roku ma to być 11 gigawatów. Dla porównania obecnie w sumie lądowe elektrownie wiatrowe, fotowoltaiczne i tradycyjne elektrownie produkują około 72 GW.
Posłuchaj rozmowy z Jakubem Budzyńskim, prezesem Polskiej Izby Morskiej Energetyki Wiatrowej:
mp
